Przypadkowe uroczysko

Created: 2019-07-02
Author: Licho

Lato. Ponoć nie sprzyja siedzeniu w domu, ale piekielne temperatury nie sprzyjają też dalszym wyprawom, które nieuchronnie wiążą się z przebywaniem w jakiejś stalowej puszce. Tym razem wybraliśmy się więc do lasu. Takiego zwykłego, podwarszawskiego, pełnego grillujących rodzinek, crossfiterów wyrabiających swoje trzecie okrążenie i testującej swoje możliwości alkoholowe młodzieży. Na pierwszy rzut oka Las Kabacki nie wydaje się być szczególnie bogaty w licha.

Jednym z nieodłącznych elementów poszukiwania lich jest jednak odkrywanie na nowo rzeczy, wydawałoby się, codziennych. Uważne spoglądanie gdzieś za róg, pójście nietypową ścieżką, w różnych porach dnia czy roku. O ile licha spektakularne wymagają długich podróży, uporu, czasu, kasy i często dobrej kondycji, to licha ukryte wymagają tylko uważności.

Wspomnienie puszczy

Nie należy zapominać, że chociaż Las Kabacki służy jako teren rekreacyjny, mamy do czynienia z największym rezerwatem przyrody woj. mazowieckiego. Liczący sobie prawie 925 hektarów za dnia wygląda jak większy park, ale w nocy jednak można się w nim zgubić, albo przynajmniej zrobić dużo nadmiarowych kilometrów i wyjść zupełnie nie tam, gdzie się planowało.

Historycznie, pomimo dość młodego drzewostanu świadczącego o braku ciągłości, jest częścią Lasów Chojnowskich, a jeszcze wcześniej prastarej Puszczy Mazowieckiej. Próżno szukać w nim klimatu sąsiedniego Parku Natolińskiego, ale kiedyś oba te kompleksy stanowiły jedną całość i ciągnęły się aż do Góry Kalwarii. Ten drugi jest zdecydowanie bogatszy i w przyrodę jak i w klimat, ale i w Kabatach można to i owo znaleźć.

Stosując metodę wybierania co węższych ścieżek można znaleźć tam widok zupełnie nieprzystający do całej reszty ścieżek. Niewielkie bagno, pokryte gęstą rzęsą, nad którą przechodzi malowniczy mały mostek. Całość wygląda jak miniatura puszczy upchnięta w podmiejskim skwerku.

Uroczysko na miarę naszych miejskich możliwości.

uroczysko
1. «teren trudno dostępny, najczęściej bagnisty, leśny; też: miejsce odludne»
2. «część terenu otoczona naturalnymi granicami, wyodrębniona za pomocą nazwy topograficznej»
3. «u dawnych Słowian: miejsce w głębi puszczy związane z kultem bóstwa, odbywaniem narad lub uważane za siedzibę złych duchów»


Słownik języka polskiego PWN

Panienka z bagienka

Ciężko tu nie sięgnąć do całej palety bagnistego folkloru, jaki wyprodukowała nasza kultura. Najsłynniejsze diabły polskie takie jak Boruta czy Rokita zaciągały ofiary swych psot do bagien. Topielce zaludniały zarośnięte brzegi jezior i czyhały na co mniej ostrożnych nieszczęśników. Na wschodzie Polski rusałki wodziły młodych mężczyzn na śmiertelne pokuszenie w głębinach, a bardziej na południu z kolei zagrażały boginki, które łatwo było spotkać w okolicach mostów i mogły nieźle obić swymi kijankami tego, kto przeszkodzi im w praniu.

To tak w dużym skrócie zaledwie rzęsa na głębinie tego tematu. Mokradła łatwo rzucają urok na wdeptujących w nie przechodniów i nie byliśmy tu specjalnym wyjątkiem. Gra światła i mroku, która rozmywa gdzie się kończy suchy ląd a zaczyna głębina w najlepszym razie daje piękne zdjęcia i może parę przemoczonych butów a w najgorszym kosztowała życie wielu nieostrożnych zwierząt i ludzi. Szczególnie w nocy, kiedy słońce ustępuje miejsce świetlikom czy innym błędnym ognikom.

Stąd zresztą legendy o bagiennych diabłach przybierających postacie ptaków, ryb jako zwierząt żyjących na trzęsawiskach czy konia, na którego grzbiecie można zostać wbrew swej woli wciągniętym w bagno.

Nam to diabelskie licho pokazało się pod postacią kaczek, próbując skusić nas fotograficzną nagrodą do zrobienia jakiejś nieprzemyślanej głupoty. Całe szczęście jednak potwierdziło się stare powiedzenie, że złego diabli nie biorą i jedyne na czym się skończyło to kilka ukąszeń komarów.

Do tematu uroczysk i bagien wrócimy jeszcze wielokrotnie, ten tekst jest bardziej zajawką i zachętą do uważności i eksploracji swojej okolicy, bo czasami może Was ona zaskoczyć. Nie zawsze trzeba wyjechać daleko, aby poczuć magię wyprawy w nieznane.

Drodzy warszawiacy, miejsce, o którym mowa, można znaleźć tutaj:

PS. Czemu czarownica nie boi się chodzić po bagnie..? Bo moczary.

Podkładka teoretyczna:

„W kręgu upiorów i wilkołaków” Bohdan Baranowski