Na wrzosach

Created: 2019-05-27
Author: Licho

Zacznijmy od początku.

Na początku była pustka, a po pustce hulał wiatr. Naniósł piach, przywiał mgłę i na tej nieurodzajnej, mokrej glebie wyrosły dywany mchu i wrzosu. Szarość, zieleń i fiolet wypełniły przestrzeń po horyzont, a gdzieś wśród mokrej darni pierwsze licho puściło cierniowe oczko do pierwszego włóczykija. I zamiast pilnować swojego nosa, wrócić spokojnie do domu i zjeść kolację, poszedł biedak szukać wiatru w polu.

Początki sprawiają wrażenie wyjątkowości, chociaż w szerszej perspektywie nasza historia jest zwykle echem wielu podobnych. Z tej powtarzalności przeżyć jednak rodzą się opowieści, o których ładnie powiedziano, że „nie stały się nigdy, ale zawsze są”. Od świętej rzeczywistości mitu, przez podania i legendy, aż po towarzyszące nam od dzieciństwa baśnie czy nawet urągające logice przesądy, wszystkie zawierają jakąś cząstkę wspólnego doświadczenia danego miejsca czy sytuacji. Zaczynamy więc naszą pisaninę ze świadomością totalnej wtórności, próbując sprzedać Wam opowieści stare jak świat w nieco odświeżonym opakowaniu i mając nadzieję, że właśnie z tej wtórności uda nam się paradoksalnie może ukręcić coś chociaż trochę świeżego.

Używając delikatnej hiperboli, szanse sukcesu na poziomie szekspirowskiej  tragedii, nieprawdaż?

A jak szekspirowska tragedia to Makbet, a jak Makbet to czarownice, a jak czarownice, to wrzosowisko. Znacie dowcip z Wasylem i krową, prawda*?  Wiem, to trochę nieortodoksyjny wstęp, ale w ramach naszej pierwszej podróży z biurem „Licho, nawiedzenia i porwania” chcemy Was zabrać właśnie tam (znaczy, na wrzosowisko, nie do Trojanowa). Trudno o bardziej ikonowe miejsce, z którego można dać się porwać po raz pierwszy.

Pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko

W pierwszym odruchu zastanawialiśmy się od którego wrzosowiska zacząć, jako że mamy ich już trochę w nogach. Po głębszym zastanowieniu jednak najlepszym wyborem okazał się krok wstecz i skupienie na tym czym wrzosowiska w ogóle są dla człowieka i kultury. Występują w całej Europie, znajdziemy je od ukrytych uroczysk polskich lasów aż po całe fioletowe góry Brytanii i Irlandii. Łączy je mało urodzajna gleba, występowanie iluś gatunków zaczynających się po łacinie od słów Calluna oraz Erica, i opowieści dziwnej treści o wiedźmach, Pięknym Ludzie i ziemi przesiąkniętej krwią.

Rychłoż się zejdziem znów przy blasku
Błyskawic i piorunów trzasku?
Gdy bitwa owdzie wrząca
Dociągnie się do końca.
Więc przed zachodem słońca.
Gdzież schadzka?
Jak ten chrust
Na wrzosach.

Makbet
William Shakespeare
tłum. Józef Paszkowski

Żeby zrozumieć skojarzenia idące za wrzosem warto spojrzeć na sposób ich powstawania. Wrzosowiska powstają na terenach jakoś zubożonych, czy to wiatrem, pożarem, wyrębem lasu czy wysokością. Część z nich to formacje naturalne (powyżej pewnej wysokości czy przy mocno smaganych wiatrem wybrzeżach), a część to rezultat symbiozy z dawnym stylem życia, sięgającym 5000 lat wstecz, do czasów neolitu, gdy pierwsi osadnicy Wysp Brytyjskich karczowali lasy kaledońskie (pogórze Szkocji) pod wypas bydła. W Polsce proces kształtowania się wrzosowiska możemy obejrzeć rzut beretem za Warszawą, na Wydmach Lucynowsko-Mostowieckich. Tam w 1993 roku wybuchł pożar, trawiąc las, co wykorzystała mącznica lekarska, roślina z rodziny wrzosowatych. Za nią podążyły jej fioletowe kuzynki, tworząc charakterystyczny krajobraz.

Złoto pod orlicą, srebro pod kolcolistem, głód pod wrzosem

walijskie przysłowie

Jako że istnienie wrzosowiska nieodłącznie wiąże się z nieustanną walką z jakimś żywiołem, czy to pomiędzy martwą siłą a życiem czy pomiędzy dziką przyrodą a cywilizacją, można je nazwać miejscem liminalnym (granicznym, pośrednim). Dziś takie miejsca przyciągają romantyków i niespokojne dusze, kiedyś były domem tych bez luksusu wyboru. Przy tej okazji nie sposób tu pominąć tu pewnej ciekawostki językowej. Stare angielskie słowo na wrzosowisko to heath lub heathland. O ile pomimo oczywistego skojarzenia z heather (wrzos) nie jest absolutnie pewne jak przebiegała ewolucja tych słów, bezpośrednie powiązanie jest postulowane w heathen, jako mieszkańcu pustkowia (chociaż naukowa rzetelność każe zaznaczyć, że nie jest to jedyna teoria). Zapewne dobrze znacie słowo o podobnym znaczeniu – mieszkaniec rubieży czy wsi, z łaciny paganus.

Panu Bogu świeczkę a Diabłu ogarek

Poganin. Słowo obecnie budzące skrajne emocje. Dla religii panującej to szkielet w szafie, który trudno utrzymać za zamkniętymi drzwiami. Dla współczesnego człowieka rozumu to wspomnienie mroku w świecie zalanym światłem. Dla romantyka to emocje dziecka, pierwotne i gwałtowne. Gdy chrześcijański porządek podbijał Europę, sprzyjało mu rzymskie dziedzictwo. Ubite trakty, zbadane drogi morskie i zorganizowane miasta przyniosły paradoksalny przekaz pogardy dla doczesności, wpisując całe życie człowieka w narrację transcendentnego konfliktu Dobra ze Złem. W efekcie tego dualizmu luksus duchowości wylądował w rękach tych, których życie nie zmuszało do koncentracji na rzeczach przyziemnych albo ta przyziemność była zredukowana do minimum. Była złem koniecznym wypychanym za klasztorne mury albo sprowadzonym do pokuty za grzech Adama. Cała reszta, zależna od swej woli życia, została zepchnięta do życia w wiecznej hipokryzji pomiędzy oficjalnym spoglądaniem w wieczność a praktyczną próbą oddalenia tej wieczności o kolejną zimę. Ciężej mówić „bądź wola twoja” gdy ta wola leży niepokojąco blisko śmierci głodowej. W trudnych chwilach sięgano więc po stare sposoby, z czasów gdy świat wokół był żywy i pełen istot zdolnych do negocjacji. Te, z którymi negocjowano, żyły zwykle „za płotem”, czyli na skraju ludzkich siedzib, na bagnach przy rzece, na uroczysku na skraju lasu, na wrzosowisku.

– Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
To król mnie wabi, to jego śpiew.
– To wiatr, mój synku, to wiatru głos,
Szeleści olcha i szumi wrzos.

Król Olch
Johann Wolfgang von Goethe
tłum. swobodne Wisława Szymborska

Różnie je nazywano. Czasami zbiorczo i enigmatycznie mówiono o nich „Piękny Lud” („The Fair Folk„). W naszych regionach funkcjonowało określenie „Krasny Ludek”, dawniej o niemniej tajemniczych konotacjach. Jednak najpopularniejsze słowo, które znają prawie wszyscy, choć nie wszyscy z tego kontekstu, to angielskie fairy. Podobnie jak chrześcijaństwo określenie to przywędrowało z kulturą rzymską, łącząc źródłosłowem całą zachodnią Europę. Od łacińskiego fata (od fatum – los, przeznaczenie) wypączkowały wszystkie wariacje, od hiszpańskiego hada przez francuskie fée po niemieckie fee.  Co ciekawe typowy polski przekład wróżka jako jeden z niewielu w całej Europie nie zapożyczył brzmienia, ale utrzymał znaczenie. To dobrotliwie brzmiące słowo dzieli pochodzenie z mniej przyjemnym wróg, które pierwotnie oznaczało właśnie los, domyślnie kiepski. Jest to dobre tłumaczenie, chociaż aż do czasu przekładu tekstów zagranicznych w polskim folklorze nie oznaczało raczej istot, z którymi się negocjuje, ale negocjatorów. Na wsi brytyjskiej czasów przedindustrialnych fairies wzbudzały niepokój, na polskiej mało kto przyspieszyłby kroku ze względu na wróżki. Natomiast licho to już inna sprawa. Też, swoją drogą, oznaczające niedolę.

Awake! ye light fairies that trip o’er the heather!

The Scottish Blue Bells
Charles Doyne Sillery

Wrzosowiska tchnęły życie w całe klany takich lich, które stały się wiernymi towarzyszami trudnej codzienności. Zamieszkały w dawnych ruinach i kurhanach, obejmując we władanie wietrzne szczyty i wydeptując swym tańcem kręgi. Ich rodzaj, imiona i przydomki, chociaż dziś już często nierozpoznawalne, ukształtowały mapę od zachodnich rubieży Europy (jak szkockie Beinn na Caillich, Fairy Pools, Trowie Glen) aż po nasze lokalne Diabelskie Pustacie na Pomorzu Zachodnim. Niech was nie zmyli chrześcijańskie nawiązanie, w kulturze ludowej zarówno Polski jak i Niemiec diabły, czarty i inne biesy były postaciami synkretycznymi, pod cienką warstwą oficjalnej symboliki ukrywając pokłady dawnego animizmu. Echo tej praktyki odbija się w przysłowiu „Panu Bogu świeczkę a Diabłu ogarek”, które jest wzorowane na anegdocie przypisywanej świeżemu konwertycie Jagielle. Co prawda nie wiadomo do końca, czy nie była to złośliwość przeciwników politycznych, ale nawet jeżeli, to obrazowało ono sposób myślenia całych grup społecznych. Fairies, elfy, trowy i czarty utknęły tam gdzie ich twórcy, zawieszone gdzieś pomiędzy przytłaczającą realnością przyrody, bliskością pogańskich przodków a grozą chrześcijańskiego piekła, które chętnie przyjmowało w swe szeregi pozostałości dawnych wierzeń. Zbyt żywe w swoich fizycznych emanacjach by odejść wraz ze zburzonymi świątyniami dawnych bóstw, a jednocześnie zbyt kapryśne, by wpasować się w zasady nowego sacrum.

From Craik-cross to Skelfhill-pen,
By every rill, in every glen,
Merry elves their morris pacing,
To aërial minstrelry
Emerald rings on brown heath tracing,
Trip it deft and merrily.
Up, and mark their nimble feet!
Up, and list their music sweet!

Lay of the Last Minstrel
Walter Scott

Fiolet i biel

Podążanie tropem opowieści o wrzosowych lichach prowadzi nas do kolejnej granicy, tym razem tej na której rzeczywistość daje początek legendzie. Szkockie legendy każą szukać śladów fairies tam, gdzie rośnie biały wrzos. Ten rzadki rodzaj ponoć rośnie jedynie tam, gdzie klanowe wojny nie nasączyły ziemi krwią, barwiąc ją na charakterystyczny rudawy odcień. Niemiecki odpowiednik tej historii sięga nieco dalej w przeszłość i krew klanów staje się krwią pogan. W tej narracji wrzosowisko staje się miejscem, w którym czas przestaje płynąć linearnie a staje się mitologicznym bezczasem, gdzie autentyczne historie przekształcają się w archetypy odgrywające się z każdym cyklem przyrody. Z jednej strony więc mamy miejsce przeklęte, cmentarzysko, na którym krew nigdy nie wysycha, co znajduje swoje odbicie w tej mrocznej części symboliki wrzosu jako rośliny, która może łatwo sprzedać swojego pecha. Z widoczną obawą przed nią można się spotkać w folklorze Walii, Szwecji i niektórych miejscach w Polsce, szczególnie w kontekście przynoszenia jej do domu.

Torridon, Szkocja 2015

Z drugiej strony jednak to właśnie to te najstraszniejsze miejsca kryją największe skarby.  Cytując samą Królową Wiktorię, żaden szkocki góral nie przejdzie obojętnie obok białego wrzosu, nie zrywając gałązki. Niektóre podania mówią, że to odcisk stopy fairy, inne, że kwiat nagrobny. Na Wyspach Brytyjskich jest to odpowiednik naszej czterolistnej koniczyny, jednoznaczny symbol szczęścia, a w naszej kontynentalnej Europie tu i ówdzie też można spotkać podobną symbolikę. W źródłach niemieckich można znaleźć informacje o wkładaniu białej gałązki pod poduszkę a we Francji i w okręgu Liège w Belgii jest to dobra wróżba dla domostwa przyszłej żony. Uśmiech losu i jego umiejętne wykorzystanie to częsty motyw tam, gdzie od uważności zależy przetrwanie. Wiąże się z nim też szkocka opowieść z osjańskiego cyklu o kochankach Malwinie i Oskarze. Kiedy Oskar został ranny w bitwie, przekazał przez posłańca Malwinie gałązkę fioletowego wrzosu na pamiątkę swojej miłości. Łzy dziewczyny przemieniły fiolet w biel a jej życzenie, żeby odtąd kwiat, który był symbolem jej bólu, odtąd przynosił znalazcom szczęście, spełniło się.

Tak patrząc sprawa wydaje się więc prosta – fioletowy kwiat to niedola, pech i zapomnienie jakie przypada ludziom wypchniętym na skraj cywilizacji, a biały to odwrotność tegoż: szczęście i gospodarność. Tylko, że nie do końca. Idąc dalej tropem fairies znajdujemy, że za nizinach Szkocji czubki zwykłych, fioletowych młodych roślin były pożywieniem Pięknego Ludu, a sekret warzenia z nich piwa znały ponoć irlandzkie leprechauny. Podania mówią, że był znany Piktom (Szkocja) bądź Danom (Irlandia), zaginął on jednak wraz z nimi. W praktyce jednak można znaleźć multum przepisów na wrzosowe alkohole, herbaty czy nalewki, co pokazuje, że ostatecznie strach ustępował miejsca praktycznym zastosowaniom. Dodatkowo, w czasie święta Beltane (noc na przełomie kwietnia i maja), wrzos, wraz z innymi roślinami, był wrzucany do ognia jako zaklęcie ochronne przeciwko urokowi złego oka a w połączeniu z paprocią jego spalenie miało sprowadzać deszcz. W rejonie południowych Niemiec gałązka za lustrem chroniła przed błyskawicami i gradem a wieniec pod powałą zabezpieczał przed zaklinaniem. Jeżeli od razu macie przed oczami wspomnianą wcześniej szekspirowską wizję czarownic na wrzosowisku to słusznie, niemieckie wyobrażenie zlotów czarownic nie były dalekie od brytyjskiej, ale czemu w takim razie pechowy wiedźmi atrybut broni przed ich działaniem? Tu chyba jest najbardziej fascynująca część symboliki wrzosu i wrzosowiska, nad którą pochylimy się ciut bardziej.

Czarownica

Trudno wyobrazić sobie czarownicę bez miotły, mało kto jednak zastanawia się z czego ta miotła jest tradycyjnie zrobiona. Wrzos zwyczajny (Calluna vulgaris) swą nazwę zawdzięcza greckiemu słowu Kallyno (καλλύνω) oznaczającego „zamiatać, sprzątać”. Wrzos jest jedną z najbardziej tradycyjnych roślin używanych do wyrobu mioteł, podobnie zresztą jak powrozów, strzech czy materacy. Wrzosowe posłania od dawna były chwalone za jakość snu do stopnia wspomnianych wyżej legend o spełnianiu snów przy włożeniu gałązki pod poduszkę, co wraz z długą historią warzenia wrzosowych alkoholi i wrzosowych naparów, tworzy pytanie, czy oby nie ma w tym jakiegoś wspólnego mianownika? W pozycjach o tradycyjnym browarnictwie można znaleźć ciekawą teorię o konieczności mycia wrzosowych gałązek ze względu na halucynogenne właściwości nalotu je pokrywającego, co miałoby sens, ale gwoli ścisłości należy zaznaczyć, iż nie mamy możliwości zweryfikowania źródła tej informacji. Niezależnie jednak od właściwości biologicznych, ta senna aura otaczająca wrzos przy jednoczesnej masie zastosowań prozaicznych wpisuje się w archetypalną wizję czarownicy jako łącznika między światem codziennym a magicznym. Wrzosowa miotła dołącza więc do kądzieli i lustra jako jej atrybutów symbolizujących jej liminalną rolę.

Buy broom buzzems,
Buy them when they’re new
Fine heather bred uns
Better never grew.

Angielska piosenka ludowa

W magii ludowej często działa zasada podobieństwa i używania skojarzonych symboli aby zyskać władzę nad reprezentowanym podmiotem. Im bliższy element reprezentujący, tym poczucie władzy jest silniejsze. W przypadku czarownic miecz ten jednak może być obosieczny – aby zyskać władzę nad nimi trzeba użyć tego, co one mogą użyć po swojemu, co znajduje odzwierciedlenie w mieszanym stosunku do wszystkiego, co się z nimi kojarzy.

Nie tylko jednak wrzos jako roślina gospodarcza przyczynia się do tej symboliki. Również wrzosowisko jako miejsce ma głęboki związek z czarownicami, dalece przekraczający literacką wizję Shakespeare’a. Opisaliśmy już wrzosowisko jako wylęgarnię lich wszelakich, ale jedna rzecz pozostała jeszcze niedopowiedziana. Moc czarownic, która w popularnej kulturze opisywano jako efekt konszachtów z demonicznymi siłami, wiąże się dużo mocniej z diabłem jako jedną z oblicz postpogańskiej mary niż diabłem jako upadłym aniołem chrześcijańskiej symboliki. Mały spacer po zeznaniach podsądnych z czasów procesów o czary pokazuje, że rolę znanego nam popkulturowo diabła jako dawcy mocy często pełni fairy, trow czy inne licho. Co więcej, im dalej się cofnąć w czasie, bądź w im bardziej oderwane od mateczki Rzymu tereny zajść, tym częściej zaczynają one przybierać formę korowodu mar prowadzonego przez władcę bądź władczynię Pięknego Ludu, dzikiej przyrody i zaświatów. Do tej postaci będziemy wracać bardzo często, w pewnym sensie będzie ona nieformalną patronką całego projektu, ale w tym przypadku skupimy się bardziej na ogólnej relacji czarownicy z magicznie rozumianą przyrodą.

Determined now her tomb to build,
Her ample skirt with stones she filled,
And dropped a heap on Carnmore;
Then stepped one thousand yards, to Loar,
And dropped another goodly heap;
And then with one prodigious leap
Gained Carnbeg; and on its height
Displayed the wonders of her might.

And when approached death’s awful doom,
Her chair was placed within the womb
Of hills whose tops with heather bloom.

Jonathan Swift

Jak pewnie nie raz słyszeliście, zlot czarownic odbywa się na Łysej Górze. Nie chodzi jednakowoż tylko o konkretną lokalizację w Świętokrzyskiem, ale ogólnie o koncept Łysej Góry jako miejsca, gdzie świat codzienny i mistyczny łączą się w szalonym tańcu z lichami. Ten koncept w różnych formach również przewija się przez całą Europę, zaczynając od bardzo zbliżonej do polskiej wizji niemieckiej Blocksberg (obecnie pod tą nazwą znana jest głównie góra Brocken, ale jak w przypadku Łysej Góry nie jest jedyną, co nosi to miano i podobny zestaw symboliczny), przez szwedzką Blåkulla, która jest czymś pomiędzy górą a wyspą, aż po niezliczoną ilość brytyjskich czy irlandzkich wzgórz czy kopców nazwanych czy to jakimś odniesieniem do fairies, czy do górskiej wiedźmy Cailleach (którą opisuje w.w. wiersz). Wspólny motyw to odludne, odsłonięte, wietrzne miejsce, często na wyniesieniu. Jak myślicie, jaka roślinność lubi na takim rosnąć?

Brocken, Niemcy 2018

Połączenie wrzosowiska z czarownicami to pokłosie motywu wspomnianego wcześniej korowodu mar, którego przyrodniczą reprezentacją jest wicher i burza, najbardziej spektakularne właśnie na pustych i wyniesionych terenach. Motyw sabatu jest nieodłącznie związany z lataniem, tańcem albo szaleńczym biegiem – a jedną z klasycznych mocy czarownicy w folklorze jest sterowanie wiatrem i zsyłanie burz. Pamiętacie gałązkę za lustrem chroniącą przed nawałnicą i zaklinanie deszczu?

Ogień Majowej Nocy

Jeżeli burze, taniec i płonące aromatyczne gałęzie przywodzą Wam na myśl majowe święta ognia, to nie jesteście pierwsi. Podania mówią, że w Noc Walpurgii na Blocksberg wiedźmy miały 12 dni by przepędzić swym tańcem śnieg. Być może jednym z powodów, dlaczego wrzos zdobył swoją moc zaklinania deszczu, był fakt, że był praktyczną częścią ognisk majowych. Wypalanie starego, pozimowego zielska było praktykowane szeroko, celem przyspieszenia regeneracji pastwisk i w ograniczonej formie stosuje się je po dziś dzień. Spalenie go w postaci ognisk pozwalało nie tylko znaleźć tanie paliwo, ale też było elementem polowych prac wiosennych. Cykl życia wrzosu wiąże się więc w sposób bezpośredni z kalendarzem rolniczym, a co za tym idzie, z chtoniczną magią koła roku. Zakwitnięcie wrzosowiska zwiastuje koniec lata i powolne nadejście ciemności, a jego spłonięcie sprowadza wiosnę.

Co ciekawe, mało kto skojarzy wrzos z czarami ani z lichami. Mandragora, tojad, wilcza jagoda to pierwsze rośliny, które przyjdą na myśl w tym klimacie. Wrzos jest pospolity, nie zabija w wymyślny sposób, nie występuje na zajęciach w Hogwarcie. Jeżeli jednak uważnie przejrzeć historię magicznej Europy będzie się stale przewijał gdzieś w tle. A my postaramy się pójść z Wami właśnie tam, gdzie ścieżki są stare, ale nie zbyt wydeptane.

Czarownica (…) Gdzież jest jej schronienie? W niezbadanej dziczy, w ciernistej gęstwinie lasu, na wrzosowiskach, gdzie przejścia strzegą splątane osty. Znajdziesz ją głęboką nocą, skuloną pod starym dolmenem, skrytą na swych dzikich włościach za zasłoną zabobonnego strachu niczym za pierścieniem ognia.

La Sorcière
Jules Michelet
tłum. własne

Historie o lichach twierdzą, że ten, kto raz dołączył do korowodu mar, już nigdy do końca nie wraca. Jest w tym nutka prawdy, coś uzależniającego czai się w tym szaleńczym pościgu za magią, który prowadzi setki, a czasami tysiące kilometrów na to jedno, nieszczęsne, zapomniane przez cywilizowanych bogów i ludzi wrzosowisko o zachodzie słońca. Szukając czarownicy Micheleta? Stając się nią? Kto wie. Można to nazwać dotknięciem sacrum, a można uznać za niezbyt produktywne i nazbyt drogie hobby.

To jak… Dacie się porwać?

Poczytaj więcej:

„Plant Lore, Legends, and Lyrics: Embracing the Myths, Traditions, Superstitions, and Folk-lore of the Plant Kingdom.” Richard Folkard.
„Dictionary of Plant Lore” Donald Watts
„The Heather in Lore, Lyric and Lay” Alexander Wallace
„Mitologia Niemiecka”, Jakub Grimm
„Make Mead Like a Viking” Jereme Zimmerman