Z okazji wigilii listopadowej porozmawiajmy o korzeniach. Ale nie tych indywidualnych, ale naszych wspólnych, tych sięgających najgłębiej. Mówi się, że gdy pierwszy człowiek otworzył oczy, zobaczył światło. To nie do końca prawda, bo zobaczył też mrok. Mrok czarnego lasu układającego gałęzie w pazurzaste kształty, mrok nocnego nieba skrywającego bezmiar pustki, mrok toni wodnej, z której płynie życie lub śmierć. Mrok odwzajemnił spojrzenie oczyma pierwszych lich i odtąd zaczęła się trudna historia relacji człowieka z własnym strachem i kruchością.
Człowiek starał się jak mógł, prośbą, groźbą i przekupstwem, przegonić te licha. W świetle ciepłego dnia wydawało się, że jakoś się udaje. Jednak, gdy światło zanika, licha znów się wyłaniają z nagich gałęzi targanych wiatrem. Przypominają o tym, że kiedyś do nich dołączymy, nawet gdybyśmy wycięli cały las walcząc z nimi. Na naszych kościach wyrośnie nowy, a w nim znowu ktoś otworzy oczy i znów zobaczy kostropate dłonie drzew, a nasze czaszki uśmiechną się do nich promiennie z mroku dziejów, dołączając do panteonu.
Gdy ktoś Wam mówi, że szczerzące się dynie, wampiry i diabły to zło, to pamiętajcie, że on w tym momencie próbuje wyciąć las. Ciężko żyć w świecie ciągłej walki, w której strach jest tak silny, że nie pozwala nawet uśmiechnąć się do licha. Nikt nigdy nie wygrał z ciemnością, bo jest ona nieodłączną częścią świata. Próba wyparcia jej istnienia zawsze ją tylko potęguje. Dlatego my wybieramy spojrzeć jej prosto w ślepia i puścić do niej oczko. Ten czas jest bowiem świętem podwójnym – refleksji nad ciemnością i radości z jej okiełznania, chociażby na chwilę, jaką jest ludzkie życie. Jedno nie stoi w sprzeczności z drugim, wzajemnie nadają sobie znaczenie.
Życzymy Wam więc pachnącego gałką dyniowego ciasta, cieszenia się tymi, co z Wami są i ciepłych wspomnień o tych, których już z nami nie ma. Nie dajcie sobie wmówić, że życie w strachu przed własnym cieniem jakkolwiek Was uszlachetni a radość kogoś obrazi. Po prostu spójrzcie w mrok lasu, siebie i dziejów tak, by wyjść z tego spojrzenia mocniejszym. Głębia nie kryje się w wielkości plastikowego znicza ani w dopiętym pod szyję garniaku, ale tam, gdzie Wy ją widzicie. Licho z maską Terry’ego Pratchetta podpowiada nam na ucho, że spokojnie zmieści się tam i pająk na kapeluszu.