Żadne ze świąt nie budzi więcej kulturowych sporów niż Święto Listopadowe. Spór główny toczy się między pojęciami zadumy i zabawy. W polskich realiach jest on realizowany jako bezpardonowa wojna między amboną, jako samozwańczym reprezentantem polskiej tradycji, a czarnym lustrem telefonu jako oknem na świat, zarządzanym w praktyce przez kilka amerykańskich korporacji od popkultury. Ten spór jest tak głośny jak redukcjonistyczny, wynikły głównie z zamiłowania do monopolu, czy to ideologicznego, jak Watykan, czy finansowego, jak sprzedawcy konkretnych, łatwo spieniężalnych marek.
Historycznie jednak jest to spór bezsensowny, powstały dopiero w realiach postoświeceniowych, a w naszym regionie to nawet postpozytywistycznych, kiedy katolicyzm w walce z sekularyzacją wziął wybiórczo pod swoje skrzydła elementy dawnych tradycji jako swoje. Palenie ogni dla zmarłych jest stare jak ludzkość, czy to w formie świeczki, czy ognisk na rozstajach, aby mogli oni trafić do swoich dawnych domów. Ściśle katolickim elementem są tylko modlitwy w intencji zmarłych (głównie świętych), a cała reszta jest elementem tradycji ludowej, całe wieki zresztą traktowanej jako swoiste zło konieczne. Tej samej tradycji, w której zmarłym wyprawiano ucztę i zostawiano uchylone drzwi czy rzeźbiono maski, aby odstraszyć złe duchy. Tak, popijawa i drążenie wykrzywionych twarzy jest starsze niż zdobienie cmentarzy, które w obecnej formie upowszechniło się dopiero w okresie międzywojennym. Warto mieć więc perspektywę co do tego co stanowi ową osławioną „polską tradycję”.
Co więc ją stanowi? Czy bliżej prawdy są nobliwi starsi ludzie zrównujący tradycję z głębokimi przemyśleniami o sensie życia i więzi z przeszłością, czy młodzież, która widzi w tym święcie okazję do fajnej stylówy i dobrej zabawy?
Jak to zwykle w takich fałszywych dychotomiach bywa trzeba się cofnąć krok wcześniej i zastanowić, czy w ogóle to pytanie zostało dobrze sformułowane. Esencją tradycji, czy to polskiej czy szerzej europejskiej (podejrzewam też, że światowej, ale nie mam kompetencji, aby tak uogólnić) jest oswojenie strachu. Strachu przed śmiercią, przed samotnością, przed interakcją ze światem pełnym niewidzialnych istot i zasad, których nieprzestrzeganie kończy się fizycznymi konsekwencjami. Tak naprawdę dualizm zaduma/zabawa jest wysoce współczesny, będący efektem luksusu życia w świecie, który pozwala się zrozumieć. Aby móc pozwolić sobie na naprawdę głęboką zadumę trzeba mieć dystans pozwalający na nieuleganie panicznym emocjom, które targają człowiekiem w obliczu sytuacji podbramkowej. Aby móc pozwolić sobie na naprawdę beztroską zabawę trzeba mieć bezpieczeństwo wynikające z odsunięcia śmierci z pozycji ciągłego zagrożenia do roli czegoś wyjątkowo rzadkiego. Kiedy to święto się formowało, śmierć krążyła za człowiekiem krok w krok, a cała kultura była skupiona na zmniejszeniu jej wpływu na społeczność. Objawiało się to zarówno wymuszaniem pamięci – jako sposobu na nietracenie ważnej wiedzy i więzi społecznych w momencie, gdy umierał jakiś istotny jej członek – jak i przyzwoleniem na zabawę – jako ujścia dla stresu, nieodłącznie związanego z życiem w świecie, nad którym nie miało się żadnej kontroli.
Dzisiaj nie ma już przełożenia na tamten świat, chociaż pandemia zrobiła nam wersję demo. Nasze społeczności nie są już tak ciasne i mocno oparte o najbliższych kilkanaście osób, rozumiemy świat dużo lepiej i nie uważamy, że duchy realnie błąkają się na rozstajach i potrzebują światła i otwartych drzwi, aby trafić do domu. Wszystkie te współczesne święta, czy to amerykańskawe Halloween czy Wszystkich Świętych z grobbingiem, są czymś nowym, wytworzonym w relacji do zmieniającej się wizji świata, skupionej bardziej na potrzebach jednostki niż na zbiorowości. Tradycją katolicyzmu nie jest wspominanie konkretnych osób, ale używanie ich jako dobrego albo złego przykładu, stąd kult świętych (i sama nazwa święta) czy idea czyśćca. Ten fakt jest zresztą wyryty w kamieniach nagrobnych, gdzie nie ma słowa o tym kim był zmarły, ale cała energia jest poświęcona na wykucie krzyży, aniołów czy sentencji odwołujących się do zbawienia. Fakt, że we współczesnej kulturze poświęcamy czas na wspominanie życia zmarłego w kontekście jego osoby jest do gruntu humanistyczny i budujący personalne więzi między ludźmi, de facto pomijając zupełnie element boski.
Technicznie przebieranie się i picie jest wizualnie bliższe temu, jak to święto wyewoluowało, jednak tutaj z kolei popkultura zupełnie zdjęła ciężar tych strachów. Łatwo jest przebrać się za wampira i śmiać się z niego, kiedy realnie nikt w wampiry nie wierzy, a już na pewno nie zakłada, że tym wampirem może być nielubiany sąsiad, który zmarł kilka miesięcy temu. Paradoksalnie dzisiejsze Halloween jest zwycięstwem dawnego All Hallows’ Eve, czyli w naszym kręgu kulturowym wszystkich zwyczajów, które zbiorczo nazywamy „Dziadami” – część strachów została okiełznana, pytanie tylko: co dalej. Co z tymi wszystkimi naszymi demonami, których nie da się oswoić na imprezce z gadżetami, już pomijając szkodliwość nadprodukcji plastiku czy nadużywania alkoholu?
Wraz ze zmieniającym się światem potrzebujemy coraz to nowych form tego święta, odpowiadającym na nowe pytania tam, gdzie się pojawiają, ale też nie zapominając o tym, co jest esencją. Chcemy podkreślać zarówno element ludzki i nie zapominać o zmarłych, z którymi stworzyliśmy jakąś relację, jak i zdejmować stres z życia drobnymi przyjemnościami czy okazjonalną zabawą. Oba te elementy są ważne i nie należy ich stawiać jako wykluczających, ale liczy się to, jak zostaną połączone. Głębia w życiu, z naszego skromnego doświadczenia, nie leży w byciu poważnym na pokaz, ale w wyważaniu wszystkich istotnych elementów. Do tych elementów coraz mocniej dołącza wpływ ekologii i konieczności pamiętania o naszym połączeniu ze światem, które – wraz z narastaniem problemów klimatycznych – wrócą do naszego codziennego życia. W końcu Święto Listopadowe jest również, a może nawet przede wszystkim, świętem zamierającej przyrody, ostatnich plonów i celebracji końca czegoś w oczekiwaniu na nowy początek.
Naszym przesłaniem na ten rok jest zatem apel, abyście nie dali się wciągnąć w fałszywe dychotomie, zarówno stawiane przez „naszych” jak i „tych drugich”. I to nie tak, że „prawda leży pośrodku”, bo to najbardziej wredne kłamstwo, czyli takie, które zawiera kawałek prawdy. Prawda zwykle leży tam, gdzie leży, ale stawiając pytania produkujemy zupełnie fikcyjne osi podziału, zawierając sugestie co do odpowiedzi w samej jego formule. Często, żeby zgłębić temat, trzeba go zdekonstruować do momentu, w którym zauważymy, dlaczego tak postawione pytanie jest na wstępie błędne.
Jeżeli ktoś Wam każe wybierać, czy z dyni przygotowuje się zupę dyniową czy ciasto dyniowe, to jest to oczywiste, że pominął risotto, curry czy purée czy nawet lody. A jednak w wielkich, filozoficznych pytaniach kulturowo wszyscy się na to łapiemy, dając się wpędzić w głupie dyskusje o wyższości jednej potrawy nad drugą. Życzymy Wam więc w tym roku takich potraw z dynią, jakie pasują do Waszego jadłospisu, oraz wyczucia w krytykowaniu jadłospisu innych. Żyjemy w coraz bardziej niestabilnych czasach, a strach z tego, co z tego wyniknie, dopiero uczymy się przepracowywać.