Gdy poprzedni raz odwiedzała ziemię, trwała epoka kamienia, tysiąc lat zanim Sumerowie wynaleźli pismo. Jakie licha widziano w niej wtedy? Czy, podobnie jak później, uznano ją za omen śmierci, uosobienie niszczącego ognia niebios? Dzisiaj komety nie budzą aż takich emocji, chociaż ten rok jest szczególny. Oddech Matki Natury na plecach ludzkości zaczyna być wyczuwalny, a Neowise podkreśla wizualnie szekspirowski tragizm tej sytuacji.
Dla nas prywatnie jednak to była fascynująca przygoda, rozpoczęta na Mazowszu, a zakończona na małopolskich wzgórzach. Utytłani błotem i rosą, przegonieni tu przez nieprzyjazne chmury, tam łunę miast, w końcu dorwaliśmy ją w pełnej krasie na wzgórzach Rudna, koło zamku Tenczynek, wieńczącą północne niebo, dokładnie w dniu jej najbliższej schadzki z Ziemią. Na miejsce doprowadziła nas magiczna trójca – skradający się lis, uciekający zając i gwiezdna niedźwiedzica, dwa pierwsze zupełnie nie metaforyczne. Jeżeli to katastrofa, to jakaż piękna.